Wczoraj smażyłam racuchy jako drugie danie do pomidorowej z ryżem ("Jak w Polsce, mamo ta zupa jak w Polsce" :). Ale stada dzikich Łobuzów maszerowały tam i z powrotem przez kuchnię... Trzeba je było jakoś zatrzymać, boby jeszcze migrowały jak dinozaury....:).
Nagromadziło się nam sporo buteleczek po danonkach. Zdjęliśmy z nich folię kolorową i zostały białe buteleczki. Dałam Łobuzom nasze magiczne flamastry, posadziłam na kolorowym dywaniku i nastąpił spokój!
Malowali i malowali... A to wcale nie takie łatwe, bo buteleczka mała, obła i śliska. Ale efekt fajny. Jak już skończyli to akurat obiad wjeżdżał na stół :)
Zjedli ze smakiem i do pracy wrócili. M3 przy pomocy drucika kreatywnego i uwiązanej do niego nitki połączył buteleczki ze sobą, rozdzielając je kawałkami pianki. Na pudełeczku po jogurciku namalowałam głowę węża, umieściliśmy tam też język.
Na koniec doczepiliśmy wężowi śmieszny ogon ze skrawków materiałów. I gotowe! Można się bawić! sssssssssssssssss...................
dziurki w butelkach zrobiłam "przedmiotem rozgrzanym w ogniu " :)
Ale kreatywne z nich łobuzy! A te flamastry super! Muszę takie w sklepie znaleźć koniecznie. A wąż uroczo kolorowy. Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńChyba też muszę takie racuchy zrobić jeżeli "skutkiem ubocznym" jest taki bombowy wąż ;-) A tak na poważnie genialny pomysł na pewno go sprawdzimy;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy racuchowo ;-)
Ewa i spółka
Bardzo kolorowy ten wasz wąż chyba też spróbujemy takiego zrobić tylko muszę nazbierać innych buteleczek bo u nas jogurcików się nie jada(alergia).
OdpowiedzUsuńRacuchy hmmmm już mi ślinka cieknie
Dzieki dziewczyny! Po racuchach nie ma sladu :) ale waz zostal.....
OdpowiedzUsuń