Jedziemy już czwarty dzień. Podróż życia:). W poniedziałek po suto ŁZAMI okropionym pożegnaniu wyruszyliśmy na wschód. Pogoda była zabójczo piękna. Słońce, sucho, trochę powyżej zera. Nasza karawana porusza się do przodu. Łobuzy czytają, oglądają filmy i grają. Jadą naszym samochodem razem z wujkiem T. Bo wydarzył się cud i przyjechał do nas z Polski kuzyn M. , który chciał zawsze przejechać USA wszerz. I miał wizę. I kupił bilet, wsiadł w samolot i jest.
A ja bałam się jednak jechać te 2000 mil:) Cóż każdy ma jakieś limity:):) Nawet Matka Łobuzów... o, i prosiłam Pana Boga żeby temu zaradził jakoś. Szukaliśmy dodatkowego kierowcy tutaj. Byli tacy co wcześniej się ofiarowali lecz teraz okazało się, że nie mogą. Bo przecież nasza podróż zdecydowała się szybko, wszyscy mieli już plany. To zrozumiałe. Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych:) I zorganizował nam kierowcę w zupełnie zaskakujący sposób:). Niezwykły. Żebyśmy nie mieli wątpliwości, że to On działa:)
Wczoraj był dzień odpoczynku. W Chicago zatrzymaliśmy się na parafii u znajomych księży. Bardzo nam się ten dzień przydał. Mogliśmy się wyspać! Bajka:) Dzisiaj fruniemy dalej. Zaliczamy kolejne stany. Illinois, Indiana, Ohio. Na noc zatrzymamy się w Cleveland. Jutro do Buffalo. Mamy nadzieję rzucić okiem na wodospad Niagara. W sobotę plan jest taki żeby dotrzeć do dużego miasta na B. A tam zacznie się nowy etap w życiu....
Jak ja bym bsrdzo chciała przejechać całe Stany ...
OdpowiedzUsuńKawał drogi macie do przebycia. Ale to jeszcze chwila i już będziecie :)
OdpowiedzUsuńEch, któż by nie chciał odbyć takiej wycieczki? Kusi, kusi od lat...
Naprawdę wielka podróż.
OdpowiedzUsuńWow, ale wyprawa :)
OdpowiedzUsuńTo włączacie muzę i warsztat styczniowy robi się sam?:)
OdpowiedzUsuńCzy w Chicago u naszego E? :)
OdpowiedzUsuńa może u Jose Antonio M. A.? uczył mnie w pierwszej klasie liceum, a potem wyjechał do Chicago:)
Usuń:) wspaniale, ale jesteście dzielni!
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie niespodzianki od Pana Boga!:)