Zaczęło się. Dopiero przy czwartym. Ale. Nie od dzisiaj, fakt. Ale dzisiaj dowodzi, że nasz czwarty Łobuz porozumiewa się już w obcym do niedawna języku. A mianowicie:
Kindergaten zawsze, ale to zawsze jest ostatnie. Ostatnie gotowe do wypuszczenia Pożeraczy Wiedzy do domu. Za to mają na ogół wszystkie rękawiczki i buty ze sobą z powrotem. Wyczyn nie lada, szczególnie dla naszego A.. Więc jest czas na pogawędki z rodzicami. I Dziś mama N. mówi do mnie : N. powiedziała, że na urodziny zaprosi wszystkie dziewczynki. Chłopcy też mogą być. (Generalnie jest zwyczaj zapraszania całej klasy, jeżeli w szkole się daje zaproszenia). ALE! Koniecznie musi być ANTONI! :) .... Zaintrygowana, postanowiłam wybadać wyżej wymienionego. Antosiu, pytam, lubisz N.? Tak, mamo!, odpowiada, patrząc rozanielonym wzrokiem ( Ci co Go znają wiedzą o czym mówię ;). Aha, ja na to. ... A synek: Ja się z Nią ożenię! (hmmm :) - ja) tylko musi mi urosnąć... BRODA! Bo ja będę Mikołajem a Ona Mamą .... poważnie oznajmił mój syn. Ha! A pytałeś ją czy Ona chce? Pewnie, wiele razy. (:)) Czasem mówi tak, czasem mówi nie . spokojnie odpowiada A. ... Cóż kobieta myślę sobie....
Poniekąd dobry gust ma ten Synek..... mądra, ładna i rodzina fajna. Ale... Gosia, Marysia, piszcie listy do A. bo mi się w Amerykance zakochał!!!! I gada z Nią. Ciekawe. Bo w domu ma alergię na angielski. I zawsze mi przypomina : Mamo, sama mówiłaś, że w TYM DOMU mówimy polsku.
Cały dzień właściwie spędziłam dziś w szkole, zastępując nauczycielkę drugiej klasy. Niezłe doświadczenie. Ale zważywszy, że w klasie było tylko sześć dziewczynek ( jest jeszcze nasz Mati, ale chory w domu) było naprawdę fanie. I jak rozkosznie, mówić: "Girls.".. zamiast ciągle "chłopaki, chłopcy, panowie" itd. :)
I właśnie w szkole, postanowiłam zrobić moim Łobuzów - geoboard. Do "dotykania" kształtów. Bo z dziewczynkami ćwiczyłyśmy dzisiaj geometrię na takich tabliczkach z wypustkami, naciągając na to gumki-recepturki. Ale jak to zrobić domowym sposobem, "z niczego"? Myślałam i myślałam, co można wykorzystać. Nawet w garażu parafii, gdzie mamy rowery poszłam deski szukać... I w końcu wymyśliłam. Wzięłam... deseczkę do krojenia! przecież mamy trzy podobnego rozmiaru ;) Do tego pinezki, narysowałam siatkę kropek, zapaliłam świeczkę , żeby rozgrzewał metal i wciskać w plastik. Oczywiście zainteresowanie Łobuzów, wielkie, ledwo ze stołu po obiedzie posprzątali (mamy dyżury).
To nie było takie łatwe. Niektóre pinezki musieliśmy "popchnąć" młotkiem. Maciek mógł się wykazać. J. oraz. A. nie mogli oderwać wzroku od powstającej zabawki. Pierwsze jej zastosowanie bynajmniej nie było geometryczne :) Powstała gitara. "Lula, lula" jak mawia J.
Na koniec jeszcze obiecane książeczki-rysowaneczki, czyli co Łobuzy Mniejsze robią o świcie jak są chore, w domu i nie chce im się już spać....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czekam na Twój komentarz:):)