niedziela, 5 lipca 2015

Na walizkach...


Znowu się nam życie zmienia. Pojutrze lecimy do Starego Kraju. Na dłużej. Przygody nas czekają kolejne, damy Wam znać Drodzy czytelnicy co i jak, oczywiście. Czy i kiedy wrócimy na tę konkretną misję nie wiemy. Moment taki w życiu gdy jak na dłoni ukazuje się fakt, że Ktoś inny drogę nam rozwija pod stopami:). Inaczej niż myślimy ale zawsze z Miłością.
Wiele się działo, wiele w sercach kamieni przewalonych, oczyszczonych i jest dobrze. Choć zakręt jest. I urzędnicy stali się robotnikami przy jego zakręcaniu. Do zobaczenia po drugiej stronie oceanu!

czwartek, 28 maja 2015

Tydzień temu...


Udało się. Bo musiało. Odwiedziliśmy Nowy Jork. Trzeba było naszą Amerykankę zaopatrzyć w papiery Polki. A taka operacja wymagała udania się do miasta Wielkiego Jabłka. Bez odwołania.
Przygód było bez liku. Mańka rozkosznie nam się w samochodzie pochorowała. Pierwszy raz w życiu. A nawet dwa razy. I zaanektowała tymże czas przeznaczony na szukanie parkingu na Manhattanie. W rezultacie placówkę polonijną zamknięto z Matką w środku, zdenerwowaną, czekającą na resztę ekipy, gorączkowo wypatrującą kawałka ziemi na postawienie pożyczonego samochodu. Ale. Udało się. Ojciec z brygadą poinstruowany przez miłego Pana z placówki znalazł horrendalnie drogi parking i przybiegł dopełnić formalności. Wygląda na to, że dokument Mania dostanie. Uff.
Potem nieśpiesznie smakowaliśmy czy pasuje nam czy nie. I tym razem miasto nas urzekło. Kolorowy tłum, setki języków,  w narzeczu nadwiślańskim coś można było złapać. Gwarno, pełno turystów, biedni i bogaci wymieszani w jednym kotle.
W środku miasta park. Zielono, woda. Tyle thrillerów tu się działo, a tak tu pięknie. Wokoło wieżowce drapią chmury a panowie w liberiach otwierają gościom drzwi. A tam "Mamo, patrz! Ten hotel z filmu Eloise, wow!" "I Kevin to chyba w nim był, nie?"
 Rockefeller Center zaskakująco małe. Przytłoczone, zatłoczone  i bez choinki, nie wiedzieć czemu.
Najciekawszy sklep w NY. Właściwie jedyny ciekawy zważywszy na płeć i wiek większości Łobuzów. Oh, zapomniałam jest jeszcze jeden,  ten z nadgryzionym jabłkiem w godle. Też wzbudza zainteresowanie. I nie całkiem platoniczne, bo można tam zawsze sobie pograć i popróbować.
Zauroczeni. Od samego patrzenia w głowie się kręci.
I centrum "zgniłego kapitalizmu". Mała, szara uliczka.

 Niby Piąta Aleja. Ale na głowy poskąpili. I straszą dzieci w biały dzień. Ha ha.
Jest, jest, jest! Statua Wolności! Plan wykonany. Zobaczyliśmy Empire State Building, WTC, Central Park i ten kościół ze Skarbu Narodów. I Plaza Hotel i Yellow Cabs, no i Times Square!!
Nowy Jork jaki jest każdy wie. Na pewno nie jest nudny. My zwiedzaliśmy tylko Manhattan. Przez inne dzielnice przejeżdżamy. Czasem. Najczęściej nocą:).

sobota, 9 maja 2015

Jedzą budding...


-Zrobię Ci domek, dobrze?
-Wow! TYLKO dla mnie?!!! Super!!!
...
- A ludziki też chcesz?
- Tak! Jasia i Malysię!
...
- Chcemy mamę! Chcemy mamę! Chcemy tatę!! - tekturowe gardła wydają zaskakująco przenikliwe dźwięki....
- Już dobrze, dobrze. I coś jeszcze?
- I Michała, i Mateusza, i Antoniego i Maćka!

...
- A co teraz robią?
- Jedzą BUDDING!


W międzyczasie, gdzieś w drodze między Miastem na B. i Dużym Jabłkiem komuś stuknęła CZTERNASTKA!!! którą  w Kranie obchodziliśmy stekami, tortem i filmem z lekkim opóźnieniem ale za to hucznie!



czwartek, 7 maja 2015

Nie wierzyć planom...


Wybraliśmy się na ślub. Taki z weselem. Że je się i tańczy, i gada. I nawet Pan Młody półkrwi polski. Jego Rodzice pomagali nam w pierwszych latach, jeszcze tam na Dzikim Zachodzie, opiekując się Łobuzami, gdy wyjeżdżaliśmy. Pierwszą noc na obcej ziemi, zasłali nam łóżka i podali do stołu, w swoim zawsze pełnym ludzi domu. Dawno temu, czas płynie, sześć lat jak z bicza. A te Łobuzy to takie małe były, że trudno uwierzyć. 
Wracając do ślubu. Najstarszy z ich dziesięciorga dzieci wżenił się właśnie we Wschodnie Wybrzeże. I przenosi się do dużego miasta na B. , dołączyć do naszej misji:). Bo świat jest mały.
No, właśnie wybraliśmy się na ślub. Z weekendem w pakiecie. Taaa...
Miało być zwiedzanie Nowego Jorku. Koniecznie Empire State Building, Statua Wolności, WTC. I w ogóle. Mnóstwo atrakcji. Cuda niewidy. Pierwszego wieczoru nocne Polaków rozmowy. Jakżeby inaczej, gdy gościliśmy się u Polki i Jej Super gościnnego Męża Libańczyka. A że w podobnych kręgach się obracamy - zresztą tam się poznaliśmy - to było o czym gadać. I choć język nie tak giętki jakby się chciało, kiedy chce się wynurzać w obcym bądź co bądź nam języku, było nieźle. Bo syn ich po polsku całkiem biegle włada. Więc było się w razie czego czym wspomóc. Stare studenckie czasy nam się przypomniały. Do rana roztrząsane problemy tego łez padołu. Nieźle, mówię Wam.
A potem się plany posypały. W obliczu wirusa padły. I padały z chwili na chwilę.
Cóż. Vis major. Łobuzy, o dziwo, matczyną niemoc przyjęły spokojnie. Polka w dużym domu mieszka, a za domem trawa, drzewa, kwiaty, przestrzeń. Kilka patyków i Łobuzów nie było. A jeszcze Mąż Polki zabrał ich do parku na spacer z psem i węża widzieli, i nogi im same do wody powpadały. Bosko było.
Za to jak już zjechaliśmy bladym świtem do domu okazało się, że wirus górą a część z nas zapadła na dwa dni w czeluście materacy, które w Krainie póki co za łóżka robią.
Powróciliśmy już. 

Na tarasie ponad dachami najlepsza zabawa. Mama siedzi i dodaje koloru swoim stopom. Przy okazji biznes prowadzi. 

-Po ile, proszę pani, takie waffles (gofry) jak były u Cioci na śniadanie?
-13 gr. 
-To poproszę. I jeszcze pancakes z czekoladą. To ile razem?
-25 gr.
-Proszę .
-Dziękuję.
-A oto Państwa śniadanie...

Setki porcji. Kawek, herbatek, kakałka. Ile mogą zjeść????


 

Chodź pomaluj mi świat. I słoneczko tutaj. A tam może samochód. Dzieci. Dzieeeci w środku. O , to ja! I Jaś. Machamy ...

Kiedy świat trochę szary zawsze mamy plakatówki, nie?



środa, 29 kwietnia 2015

Chwile

(....)
Talerz. Pac. Łyżka.  Pac. Mata. Szur.
Śpieew...
 "Antoni is awesome!  is awesooooome!".
Talerz. Pac.
"On oszukuuje! He is cheating"
....
Łyżka. Plask. Widelec. Buch.
"Is awesome today! Is awesome tommorow! "
Poprawić obrus.  Wsunąć krzesło. Taniec estradowy.
"Nieprawda! Nieprawdaaaa!"
"Is awesome forever! Lalalala!"

Talerz.
Łyżka.
Serwetka.
Braterska różnica poglądów.
Albo przygotowywanie stołu do obiadu.
(....)
Słoneczne promienie powoli wsączają w moją podświadomość okruchy ciepła. Eksperymentalne.
Spódniczki w kwiatki fruwają dookoła obudzone z zimowego snu.
Chyba jeszcze zdziwione nagłą swobodą.
Opiekunki zaniepokojone zmianami otoczenia biegają nerwowo próbując dotrzymać kroku małym nogom niespodziewanie lżejszym o brak śniegowców. " Nie zdejmuj kurtki!" wołają. "Wolniej! Uważaj, bo spadniesz!Nieee rozpinaj się! Załóż bluzę!" Zmęczone próbami przywrócenia porządku nie zauważyły, że zamiast biało jest już zielono...
Oddycham.
Pachnie.
(....)
Zakręt. Zakręt.
Chęć zobaczenia co jest za zakrętem ugniata.
Upajam się zapachem.
Czekam.
A dzieci śmieją się perliście.
Chowam się pomiędzy nimi...