niedziela, 6 lutego 2011

kolorowa niedziela....

Mieli dziś przyjść do nas goście. Polsko-amerykańskie małżeństwo z synem w  wieku starszych Łobuzów. Miało to być nasze pierwsze spotkanie, znamy się telefonicznie i netowo :). Ale rano stało się jasne, że do spotkania nie dojdzie... Dwa Łobuzy okazały się mieć dużą gorączkę.... Żołądkowa grypa już się skończyła w szkole, teraz moda na gorączkę :). Mi i Mac mieli dzisiaj z chórem szkolnym śpiewać w parafii uniwersyteckiej. Ale w rezultacie tylko Mi i ja tam pojechaliśmy. Dzieci, śpiewały pięknie choć było  ich tylko 10-cioro. Nauczycielka muzyki Łobuzów jest naprawdę niesamowita, robi z uczniami cuda! Mając w pamięci lekcje muzyki w Polsce, ciągle nie mogę wyjść z podziwu: jak Ona to robi?
Wróciliśmy i coś trzeba było robić z piękną niedzielą, za oknem słońce, śnieg a my w domu... Hmm. Tyle pomysłów kłębi się w mojej głowie. Znowu pobawiliśmy się kolorami. Zrobiliśmy segregator kolorów i dwa egzemplarze "niebieskiej zabawki". Do nawlekani. Do powtarzania wzorów, które zrobi mama. Do zabawy kolorami i kształtami. Oto one:

Dwa papierowe talerzyki, kilka patyczków do szaszłyków, coś do wbicia ich, (początkowo myślałam o pudełku po dużym jogurcie wypełnionym materiałami, albo plasteliną w końcu znalazłam rurę do pływania, którą nabyłam pod koniec lata kiedy takie rzeczy wyprzedawali, właśnie w celach plast.) i koraliki do nawlekania, klej, nożyk. To nam było potrzebne. Jasio robił to sam. Z niewielką pomocą mamy przy cięciu i klejeniu .
 Najpierw J. przyglądał się materiałom, które przygotowałam. W tym  czasie Mati, a wcześniej A. przygotowali kolorowe kartoniki do stworzenia "segregatora " kolorów. Z pudełka na koraliki. przyporządkowali kartonik i koralik do odpowiedniej karty z kolorem po angielsku.
 Następnie przykleił kawałek piankowej rury, do talerzyka (kleiliśmy na gorąco). Przyklepał dokładnie. I zabrał się za wbijanie patyczków. A potem można było już nawlekać koraliki piankowe :)
 Przenieśliśmy się z zabawą na podłogę. Jasio nawlekał a ja przygotowywałam pudełko. Wydrukowałam polskie i angielskie nazwy kolorów, przycięłam kartoniki, poprzyklejałam, od dna, potem jeszcze zabezpieczyłam tekturką i gotowe. Jasio może wrzucać koraliki do "szufladek". I tak sobie wrzucaliśmy. Odkryłam, że nasz Piąty, kolory po angielsku lepiej mówi niż po polsku. W sumie mu się nie dziwię łatwiej powiedzieć "blue" niż niebieski albo "green" niż zielony. Ale skąd on to wziął? Przecież w domu mówimy tylko po polsku. A do przedszkola nie chodzi.  Czasem bajki ogląda po ang. i jak spotyka się dwa razy w tyg. z R.  jej bratem to oni tylko ang. znają... Ciekawe te językowe perturbacje.
A potem było nam kolorowo, jeszcze tak:
Wieczorem, kiedy chory Jasio się wyspał  i mogłam znaleźć pomocników wśród innych Łobuzów (naczytanych i nasłuchanych audiobooków ;), wyprodukowaliśmy, przeszkadzajki i puszki na kredki ale o tym jutro... Dobranoc!  Jesteście tam jeszcze? Monia sto lat z okazji urodzin!!!!

2 komentarze:

Czekam na Twój komentarz:):)