piątek, 24 kwietnia 2015

Feriowo.

Próbuję namówić Księżniczkę, żeby udała się na odosobnienie.
-Córko, chodź, musisz już na pewno, wychodzimy zaraz, trzeba, naprawdę, serio, koniecznie,
NO CHODŹŻE JUŻ WRESZCIE!
- .....
- przymilam się - Kotku, Żabko, Myszko - pomysły zoologiczne mi się kończą...
-....
(Ogłuchła, chora, może do lekarza trzeba? ach, nie tylko Jej tu nie ma. Jest z Księżniczkami. I ma za nic sprawy tego świata, zagubiona w papierowym zamku).
- Kochanie, może jakieś WERBALNE wsparcie? Hę?- zrezygnowana zwracam się do Jej Ojca.
- Ehh, tak, Córko! Werbalne wsparcie! - M. rzuca okiem na progeniturę. Bardzo skoncentrowanym na monitorze prawym okiem.
Wzdycham. Czas na czyny. Zbliżam się do wciąż ignorującej mnie córki.
- Mania, tu Mama. Ziemia do Mani - nawołuję.
- Ziemia? Mama jest z Ziemi? Wow! - moja córka nagle powraca z Krainy Lodu i wybucha śmiechem. Buha haha! - Mama jest z Ziemi!
A już myślałam, że przemawiam do Niej z Dalekiej Planety w Innej Galaktyce...
Bo trzylatki wszystko słyszą. I co gorsza łapią w lot. Kiedy chcą:).

A tak poza tym to się "feriujemy". Że wakacje mamy takie wiosenne. I nawet z wiosną dookoła. Nie, że tylko w nazwie. Wycieczki robimy. Historycznymi szlakami. Lody jemy. Czasami. Włoskie, że palce lizać. W "Małej Italii". Kilka przecznic od naszych Chin, a jakby na Starym Kontynencie. I po co podróżować?. Cały świat w pigułce. 
W pojeździe miejskiego przemieszczania szybszego pani z przodu próbuje w minutę opowiedzieć osobie po drugiej stronie sygnału, całe życie w języku Cervantesa. Ta z tyłu z kolei wyszczekuje niezrozumiałą melodię rodem z przemowy Mao. Moje myśli płyną w języku pełnym sz i cz. A ten pan obok wygląda na znawcę portugalskiego. Gdzie jesteśmy? W USA oczywiście. język urzędowy: angielski. Tak dla niepoznaki.
Starsze Łobuzy nawiązują kontakty interpersonalne za pomocą piłki z innymi chłopcami z misji. 
Ja "w Cię" trafiam piłką, ale Ty mnie nie dosięgniesz. Zobacz biegam szybciej, złapię ją nim rzucisz itd. itd. A nożną odstawili do szafy. Pięć lat im to zajęło.

Młodzi się poczuliśmy, z małymi dziećmi tylko, miodzik. Chodzimy i chodzimy, kochamy tak chodzić. 
Super te wycieczki, Tato. Serce rośnie. Zapisuję w karcie pamięci, żeby odtwarzać w  te chwile, jak się będą tłukli, albo od najgorszych rodziców nam wypominali.

Dokumentacja zdjęciowa nadlatuje.




Dzisiaj Tato, szczególnie myślimy o Tobie. Mając nadzieję na spotkanie Tam po Drugiej stronie kiedy już czas nadejdzie...

5 komentarzy:

  1. Jak czytam mama szóstki to zazdroszczę i zastanawiam się jak to jest, ręce pełne roboty ;)
    Mam jedną panienkę i oczy rozbiegane dookoła.
    Zazdroszczę, podziwiam i gorąco pozdrawiam ;-)
    Jeszcze dwa miesiące i też mamy wakacje ;)
    Fajnie tu u Was, tak ciepło i rodzinnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie! Ja też z jedną panienka jak zostaję to mam więcej roboty bo Ona nie wiedzieć czemu ciągle coś chce:) albo gadacsłodko:) ale przy wszystkich obiektach niezidentyfikowanych latających w domu czujność rewolucyjna spada i odpoczywam:) no chyba że... :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to tak z tymi panienkami jest, że jak są same to marudzą ;)

      Usuń
  3. na pierwszym zdjęciu chyba magnolia, prawda? u nas właśnie tez kwitną, w Łazienkach młode i te stare przed pałacem w Wilanowie.. pogoda piękna się zrobiła i tłumy w parkach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zosik, chyba magnolia :) Na pewno piękna!
      Ślemy całusy zza oceanu....

      Usuń

Czekam na Twój komentarz:):)