czwartek, 11 grudnia 2014

Siedem




Kiedyś puszczałam mimo uszu teksty starszych koleżanek. Że dzieci tak szybko rosną. Ani się obejrzysz a dorosną. Wydawało mi się, że słodkie łobuzy będą takie zawsze. No i nie wiem kiedy czas minął. Oglądam zdjęcia. I pamiętam. I kurczę myślę, że to naprawdę fajnie, że zostaliśmy z M. obdarowani dziećmi. I że niedługo zaczną wyfruwać. Bo czas śmiga. Zupełnie z inną prędkością niż ślimaki w lesie...:). I jak tylko mogę to smakuję chwile. Jak siedzimy razem przy obiedzie. I każdy chce coś powiedzieć. Jak celebrujemy święta i cieszymy się razem. I nawet kiedy się droczą (jakie "urocze" słowo określające te nieustanne przepychanki: Mamo, bo On, a ja nie, a dlaczego, znowu ja, ty głupku, to nie mój dyżur, On mi to zabrał, to moje, nieprawda, Tato czemu? Tato powiedz Mu!....:).
Piąty skończył był właśnie lat 7. Słownie siedem. Staje się małym mężczyzną. Ciągle lubi się do Mamy przytulać - po prawdzie to wszyscy lubią, ale On nawet publicznie czasem. Ciągle jest słodki. Ale ma swoje zdanie, kolegów, ukochaną szkołę, zabawy, tyle spraw, codziennych, których mama nie jest częścią. I relacje z braćmi. A dopiero go wynosiłam ze szpitala w asyście braciszków niecierpliwie czekających na kolejnego. Prowadzona przez dumnego M. do naszego pierwszego samochodu... Eh. Czy to naprawdę siedem lat temu... Jakaś nostalgia mnie ogarnia:)....
 A jak przyjechaliśmy na Dziki Zachód, dolecieliśmy za Wielką Wodę to Trzeci miał ledwo ponad siedem..
Sto lat młody mężczyzno. Oby tak dalej:)

(Post nadrabiany, tak naprawdę napisany 8 stycznia 2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czekam na Twój komentarz:):)