wtorek, 20 maja 2014

Trzeciego Maja zupełnie bez związku z konstytucją...

To było 3 maja. Ale zupełnie nie konstytucyjnie, bo w końcu to nie TA konstytucja (dla przygodnego czytacza wyjaśniam: Kraina wbrew pozorom nie znajduje się w Polsce tylko w środku Dzikiego Zachodu:). Trzeciego Maja wciąż trwającego roku, a więc straaasznie już dawno. Odbyła się FIESTA. Największa fundraisingowa akcja naszej szkoły:). A wcześniej Matka w Krainie dziergała i tworzyła co się dało żeby stworzyć "coś" za co "ktoś" mógłby oferować szkole jakieś fundusze. Bo to taka zabawa jest. Możnaby przyjść i wypisać czek w szkolnym sekretariacie i już. Szkoła "wspomożona":). Ale jest inaczej. Tygodnie przygotowań, donacji i donatorów, zabawy i pracy ciężkiej. A potem impreza. Elegancja- Francja, jedzenie i tańce. No, i aukcje. Najwięcej emocji budzi ta z prawdziwym prowadzącym licytację. Bo co roku ciasto pieczone przez zasłużoną, emerytowaną nauczycielkę zerówki sprzedaje On za wyższą cenę. W tym roku 6 tysięcy dolarów za PÓŁ ciasta:) Nieźle, nie?. A szkoła bardzo potrzebuje tych pieniędzy. Więc zabawa jest:)
Oczywiście koszyk Krainowy poszedł na cichej aukcji za jakąś malutką sumkę, nie ma co porównywać ani śnić o tej popularności co w/w ciasto :):):). Za to sprawił dużo radości przy przygotowywaniu. Tu dziękuję Królowej Matce za inspirację:) do zrobienia serwetkowego obrazka jako zestaw z ptaszkami, które lubię sobie dziergać.
Ptaszki, kwiatki, osłonki na kubki z parującym rumiankiem. No i, oczywiście - świeca. Obrazki dziergane, laleczka - jednym słowem zabawa na długie noce i poranki była. Że jak skończyłam była szydełkiem machanie, i po oddaniu do szkoły, wróciłam do domu to zdawało mi się, że coś koniecznie muszę wydziergać, przykleić, obmyślić, dokończyć. A to tylko przyzwyczajenie było:).
I na koniec Drogi Czytelniku, skoro doczytałeś/aś aż dotąd i oglądasz nie najlepsze zdjęcia Krainowe, na osłodę podam Ci, kilka nowinek  prosto z miasteczka położonego "in the middle of nowhere". Czyli z Krainy Łobuzów, tych Wesołych.
Nie jest lekko ale trwamy :)). Mamy nadzieję, że niedługo objawią się jakieś szczególy naszych przenosin dwie godziny bliżej Polski.
Łobuzy zdrowieją, plamy i krosty znikają, skośne oczy dawno wróciły do migdałowej normy. Za to Księżniczka kaszle ale w końcu rodzina jest patologicznie wielodzietna, więc czego tu wymagać:)
Rok szkolny zbliża się ku końcowi, czego z ulgą oczekujemy. Koncerty jeszcze dwa w czwartek. Jakieś wycieczki, końcowe projekty. Dzisiaj J. pojechał był z klasą do Denver do ZOO. Wycieczka szalona, długa (2 i pół godziny samochodem w jedną stronę). Jaś pękał z dumy. I zwierzęta widział. Słonie niebieskie i czarne. I lwa z takim czymś to "male" był, mamo i "female" też, tak leżała. Mama i tata. I małpy ale nie psociły tylko jadły obrane banany. I żyrafa widziana już na początku, bo koło toalety (to żyrafa chodzi do kibelka - padło pytanie z "tłumu") ale odwiedzona później. I małe zwierzątka - a te w budynku! i w ogóle nawet na minutkę nie zasnął w samochodzie. I mówiłem dużo, mamo! Nikt w to nie wątpił w Krainie:)
A za oknem wiosna i kwiatki i krzewy zaczynają kwitnąć i trawa wyjątkowo zielona po tych tonach śniegu z zeszłego tygodnia..
A miała być krótka notka o koszyku. Słów dwa... Ha, ha!
Dobranoc moi Drodzy! Czas na mnie.


2 komentarze:

  1. Fajna ta szkolna akcja i wyobrażam sobie to poczucie zagubienia gdy już można było odłożyć szydełko :D
    Zdrówka dla księżniczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I od nas życzenia zdrówka ślemy

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Twój komentarz:):)