środa, 26 czerwca 2013

Spełnione marzenie i w dodatku użyteczne:)

Jak ja lubię czas wakacji! Zawsze można zrealizować coś o czym się od dawna myśli. Albo wymyślić coś nowego. Na brak pomysłów narzekać nie mogę. Generalnie wszystkie Łobuzy pomysłowe są. I nie nudzą się nawet w czasie deszczu. no, chyba, że przychodzi jeden albo drugi i pojękuje: nie wiem co mam robić, mamo (tato).... oj.... Ale mama i tata wiedzą. O co chodzi. O to, żeby chce się na  komputerze pograć. Albo obejrzeć ten konkretny film. Albo nawet zrobić to coś konkretnego czego akurat nie wolno. No, bo to nudne że zasady są, czy że czegoś nie wolno. Eh, tacy staroświeccy rodzice... Ale odpłynęłam daleko od tematu. Bo dzisiaj chciałam się pochwalić. Zrealizowanym marzenio-pomysłem. Nie wiem czy dzieliłam się nim na blogu, czy nie. Nie chce mi się sprawdzać:) Ale odkąd uszyłam sobie, jeszcze przed narodzinami naszej jedynej, jak na razie córki, chusty elastycznej, do noszenia i przytulania - postanowiłam uszyć nosidło - Mej Taj - do tego samego. I udało mi się! Jest! Gotowe do wakacyjnych wpraw w okoliczne góry, do spacerów, uszyte. Nie jestem żadnym mistrzem krawieckim, umiem maszynę włączyć (Teść mnie nauczył) i bardziej używam jej do zabawy niż prawdziwego szycia. A mej taj się uszył. :)
A jutro kończy się koncertem wakacyjna szkoła wiolonczeli Najstarszego. I będzie grał solówkę. A pani załatwiła Mu gratisowe lekcje prywatne, bo mówi, że ma talent chłopak. Fajnie. 
Za domem rozbiliśmy basenik, nawet nie malutki, bo prawie trzy metry na dwa. I taplają się w nim teraz okropnie krzykliwe, pluskające golasy:) Radocha na całego. A upały straszne. Dobrze chociaż, że noce miło chłodne są. 
Dzisiaj przy obiedzie (była Tortilla Chicken Soup) J. płacze: nieee mooogę jeść tej zupy.... za dłuuuuga jest... nieeee mogęęęę zaaaa dłuuuuga.... Ciekawe, myślicie może, że do sufitu? albo że karzemy mu jeść w talerzu dla żyrafy? Nic z tych rzeczy. Mówię do J. : no , wiesz jak będziesz tak do niej płakał, to rzeczywiście za długa będzie. Zrobi się jej dwa razy więcej i  do wieczora nie zjesz. Uśmiał się. I po dłuższym czasie przekonał. Jak zwykle zresztą. (A co miał robić jak niedobrzy rodzice nic innego nie dają a i deseru nie można jeść jak się obiadu nie zje...) A jak ładowałam naczynia do zmywarki to oznajmił: Zawsze róbcie taką zupkę. Pyszna była. :) (i krótka jak rozumiem:):)

2 komentarze:

  1. Asiu- zdolna Kobitka z Ciebie!!!
    Miłych wycieczek i wesołego taplania w basenie ;-))
    U nas od jutra wakacje;-))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Mei tai wyszedł pierwsza klasa.U mnie w zeszłym roku tez był przebojem i w sumie jedyną możliwością samodzielnego wyjścia z dziewczynkami.

    I u mnie wakacje. W sumie u najstarszej córki ale po wczorajszym rozdaniu świadectw czuję się jakby to były moje wakacje. Długo oczekiwane i wytęsknione ;)

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Twój komentarz:):)