poniedziałek, 7 marca 2011

Skacząc i prawie latając...

Łobuzy skaczą. I skaczą. Nawet Mama czasem skacze. I kto się nawinie to skacze. Pan L., Wujek R. (ofiarodawca skakanek dla Łobuzów)... A skakanka wiruje, wiruje...
 Zmęczeni skakaniem zabraliśmy się za robienie latawca - tak tu wieje ciągle, to byśmy wykorzystali ten wiatr... Pomysł stąd i w ogóle na wielu blogach.

I poszliśmy go uroczyście wypuścić. Ha! okazało się to nie takie proste. Ponieważ komputer wyłączył mi się w trakcie czytania "jak to zrobić", okazało się później, że to jednak inaczej było :).  Ale co tam, zabawa była przednia. Nawet się kolega dołączył. A latawiec trochę jednak latał :)
 
Młodsze Łobuzy znalazły sobie świetną zabawę w tym czasie... ZAMIATAŁY śnieg na lodzie. Tak, tak, mini lodowisko chciały zrobić...

2 komentarze:

  1. Latawce! No właśnie:-)
    Też musimy kiedyś zrobić... Tylko kiedy, bo czasu obecnie mam sporo, ale siły coś nietęgie... ;-)

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to Ty, Maciejko łap okazje na odpoczynek :) :)

    OdpowiedzUsuń

Czekam na Twój komentarz:):)